Europa Family |
Po krótkiej przerwie powracam do pisania. Szczerze mówiąc, zaczynałam się obawiać, że już ochłonęłam po pierwszych wrażeniach związanych z moją tymczasową przeprowadzką do Gruzji. Nic bardziej mylnego:) Nadal zachwycam się widokiem gór za każdym razem jak wstaję z łóżka, nadal nie mogę się przyzwyczaić do otaczającej mnie zieleni, nadal widok krówek siedzących sobie na środku drogi robi na mnie wrażenie.
Dobrze, konkrety ( i tak znów zaraz będę Was męczyć opowiadaniem o krajobrazie gruzińskim)!
"Europa family"... Bardzo spodobało mi się to określenie. Taką nazwę wymyślił pewien mieszkaniec Ozurgeti widząc mnie i pozostałych wolontariuszy wracających z naszej pierwszej wyprawy trekkingowej (chyba tak fachowo to brzmi..). Skorzystam z kreatywności wspomnianego Gruzina i będę się posługiwać tą nazwą przy opisywaniu wydarzeń związanych z moim pobytem w Gruzji.
Ostatnio "Europa family" jest w ciągłym ruchu:) Do tej pory odwiedziliśmy monaster Szemokmedi, monaster w Gogieti oraz Kobuleti.
Pierwszy odwiedzony przez nas monaster w średniowieczu stanowił jeden z największych kulturalno-edukacyjnych centrów regionu. Znany był również za sprawą potężnej biblioteki przechowującej cenne ryciny i manuskrypty. Kompleks pochodzi z XVI wieku.
Jeśli chodzi o drugi cel zwiedzania, to już nie jestem w stanie udzielić tak konkretnych informacji ;) Jak po 2-3 godzinach wędrowania dotarliśmy do monasteru, okazało się, że był zamknięty. Jednak widoki ze wzgórza na którym się mieścił budyneczek, rewanżowały wszelkie trudy związane z dotarciem do tego miejsca. Mijaliśmy wioski, sady (limonki, owoce kaki, dzikie cytryny), krówki, kozy, małe prosiaczki, ale przede wszystkim cały czas podziwialiśmy niesamowity krajobraz. Ze wzgórza mogliśmy widzieć "Gruzję w pigułce" - Morze Czarne, Kaukaz, Mały Kaukaz. Połączenie - świerk, palma i śnieg na szczytach gór - BEZCENNE:)
Mały Kaukaz |
Kaukaz |
Wycieczka do Kobuleti miała już charakter czysto rekreacyjny - plażowanie:) Złapaliśmy rano marszrutkę i po 40 min dotarliśmy nad morze. Plaża w Kobuleti jest kamienista. I nie mówię tu tylko o paru kamyczkach dzięki którym możemy odczuwać pewien dyskomfort wylegując się na ręczniczku...;) W każdym razie nie ma tragedii, szybko można się przyzwyczaić do tego specyficznego masażu, ale lepiej nie zmieniać za często pozycji. Pogoda w Kobuleti była bardzo ładna i słoneczna, tak słoneczna, że wieczorem po powrocie, połowa mojej twarzy była dziwnie zaczerwieniona. Jaki morał? W Gruzji nawet w połowie października warto mieć przy sobie krem do opalania. Co mogę więcej powiedzieć? No cóż, pozachwycam się znów krajobrazem. Widok w oddali Batumi, morza i gór "obok" - jak zwykle - BEZCENNY:) Aaaaa, no i wykąpaliśmy się, bo było ciepło, a potem takie tam sobie delfinki widzieliśmy skaczące o zachodzie słońca - nuda ogólnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz