Pierwsze
dni po przyjeździe na pewno były bardzo szalone i intensywne. Nowe
miejsce, nowa praca, nowi ludzi, różnice kulturowe, przyzwyczajenia,
itp. .
W środę poznałam mojego szefa, baaaardzo ciekawa osoba;) Trochę przypomina połączenie p. Kwapiszewskiego z moim Tatą. Może jakoś się dogadamy ;)
W środę poznałam mojego szefa, baaaardzo ciekawa osoba;) Trochę przypomina połączenie p. Kwapiszewskiego z moim Tatą. Może jakoś się dogadamy ;)
A
właśnie. Kwestia dogadywania się...Hmm... W tym temacie jest bardzo
ciekawie. W organizacji gadamy mieszanką angielskiego, rosyjskiego,
polskiego oraz gruzińskiego, co prowadzi często do zabawnych sytuacji. W
domu jest jeszcze śmieszniej. Na razie głównie porozumiewam się po
angielsku, ale nie chcę się za bardzo do tego języka przyzwyczajać.
Mieszkam z moja koordynatorką, jej mężem i teściową. Z małżeństwem
dogaduje się w języku angielskim, a z teściową moim żałosnym rosyjskim i
czasami wstawię jakieś słówko gruzińskie w stylu "dziękuję, dobranoc,
dzień dobry". Sami widzicie, że bez szału na razie...;) Zawsze rano,
schodząc na śniadanie staram się być taka fajna i coś wydukać po
gruzińsku. Jak wygląda nauka? Wstaję, ubieram się, sięgam do
przewodnika, powtarzam na głos wyrażenie, wychodzę z pokoju, wracam do
niego, upewniam się jeszcze raz, wychodzę z pokoju, schodzę po schodach
powtarzając w głowie wyrażenie i modląc się żeby domownicy znajdowali
się w jednym miejscu
i następnie wymawiam na głos wyrażenie. Oczywiście kalecząc ten język niemiłosiernie... Na tym rozmowa się kończy, bo nie rozumiem już odpowiedzi domowników...I żeby było śmieszniej, niestety często zdarza się, że domownicy są rozproszeni po pokojach, wiec jak chce ponownie "zabłysnąć" wyrażeniem po gruzińsku, to już jest za późno... Zdążyłam je zapomnieć.
i następnie wymawiam na głos wyrażenie. Oczywiście kalecząc ten język niemiłosiernie... Na tym rozmowa się kończy, bo nie rozumiem już odpowiedzi domowników...I żeby było śmieszniej, niestety często zdarza się, że domownicy są rozproszeni po pokojach, wiec jak chce ponownie "zabłysnąć" wyrażeniem po gruzińsku, to już jest za późno... Zdążyłam je zapomnieć.
Muszę
przyznać, ze bardzo mi się podoba moja nowa rodzinka. Jest bardzo
wesoło. Nieskromnie przyznam, ze moja osoba się do tego przyczynia. Moje
próby porozumiewania się po gruzińsku, kaleczenie i "spolszczanie"
rosyjskiego, migi, zdjęcia na telefonie... Trochę się tego nazbiera.
Poza tym same rozmowy w języku angielskim są ciekawe i pełne żartów.
Uwielbiam Teściową! Przy pomocy mojej koordynatorki jesteśmy w stanie
nawet pośmiać się z żartów sytuacyjnych. Ich też nie brakuje... Toczymy
walkę o sprzątanie po posiłkach i zmywanie. Na razie wygrywam! Moim
niepodważalnym argumentem jest fakt bycia członkiem rodziny;)
Przyzwyczajam się do życia w nowej rodzince, uczymy się od siebie i
siebie, poznajemy nasze nawyki, co też obfituje w ciekawe sytuacje. Już
nawet teraz nie jestem w stanie przytoczyć wszystkich. Na pewno w pamięć
mi zapadła historia z mlekiem i podejściem mojej rodzinki do obecności
psa w domu. Jeśli chodzi o mleko, to ostatnio byłam bardzo z siebie
dumna, że kupiłam w sklepie płatki śniadaniowe. Wieczorem z wielkim
uśmiechem na twarzy zaproponowałam rodzince płatki z mlekiem, a
następnie prężnym krokiem skierowałam się po mleko do lodówki. Jednakże,
rodzinka sprowadziła mnie na ziemię mówiąc, że mleka jeszcze nie ma, bo
sąsiadka nie wydoiła dzisiaj krowy. Niby nic takiego niesamowitego, bo
przecież zdaję sobie sprawę z tego, gdzie mieszkam, ale ta sytuacja
pokazała mi siłę przyzwyczajeń. Nie ma Łaciatego w lodówce! Ani pod
zlewem ;) A jeśli chodzi o psa, to prostu zaśmiewali się do łez, że jak
to pies może spać w domu i do tego jeszcze w łóżku z właścicielami?!
Jak im powiedziałam, że może, i że nawet śpi na poduszce wtulony w
szyję, to prawie
z krzeseł pospadali:D Poza tym oglądam z nimi telenowele gruzińskie, piję kawę z sąsiadkami, pełen relaks ;)
z krzeseł pospadali:D Poza tym oglądam z nimi telenowele gruzińskie, piję kawę z sąsiadkami, pełen relaks ;)
O
samej pracy na razie nic nie napiszę, bo pierwsze tygodnie to czas na
moją aklimatyzację w nowym miejscu. Razem ze mną w Ozurgeti przebywają
także inni wolontariusze (Polska, Francja, Niemcy). Porozumiewamy się w
języku angielskim.
We
czwartek i piątek poznawałam miasto. Już wiem gdzie jest największy
supermarket, bazar i najlepsza restauracja. Razem z wolontariuszami
odwiedziliśmy kilka szkół publicznych, aby zaprezentować ofertę zajęć,
które będą prowadzić moi znajomi z organizacji. Ja na razie staram się
towarzyszyć, obserwować i jak najwięcej się uczyć. Niedługo rozpocznę
swój projekt, wiec chciałabym się dobrze do tego momentu przygotować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz