Po dwóch dniach spędzonych w Tbilisi, udaliśmy się na szkolenie EVS do Sighnagi. Wolontariusze EVS w trakcie swojego pobytu w kraju goszczącym mają prawo i obowiązek uczestnictwa w szkoleniu OAT ( On Arrival Training). W przypadku wolontariuszy EVS, którzy realizują projekty trwające dłużej niż 6 miesięcy, mają także obowiązek uczestnictwa w szkoleniu MTM (Mid-Term Meeting. OAT powinien się odbyć jak najszybciej po przyjeździe do kraju goszczącego, a Mid-Term po 6-7 miesiącach trwania projektu.
Celem OAT jest wyposażenie wolontariusza w szczegółową wiedzę na temat Wolontariatu Europejskiego, roli poszczególnych stron w trakcie trwania projektu (organizacja wysyłająca, organizacja goszcząca, wolontariusz, koordynator, mentor) różnic kulturowych, edukacji międzykulturowej oraz sposobów efektywnego wdrażania swoich pomysłów w życie.
MTM pozwala wolontariuszowi przeprowadzić ewaluację swoich dotychczasowych działań, skonfrontować własne doświadczenia z doświadczeniami innych wolontariuszy, znaleźć rozwiązanie dla zaistniałych problemów, wyjaśnić wątpliwości związane z projektem, zastanowić się nad swoim życiem "po" wolontariacie oraz wypełnić Youthpass.
Na razie mam za sobą szkolenie OAT, ale szczerze mówiąc, czuję się jakbym miała już za sobą szkolenie MTM. Jak sama nazwa wskazuje, OAT powinno się odbyć po przyjeździe, aby przygotować mnie na różnicę kulturowe z którymi będę się konfrontować w Gruzji. Przyjechałam do Ozurgetii na początku października, a do Sighnaghi pojechaliśmy w listopadzie. Miesiąc w kraju o odmiennej kulturze, to naprawdę sporo czasu. Czytając moje posty zdążyliście się zorientować, że każdy spędzony tutaj dzień obfituje w wiele wrażeń. Gruzja zaskakuje, porusza, zmusza do refleksji. Różnice kulturowe sprawiają, że 24 godziny na dobę trzeba analizować własne zachowania i gesty, obserwując gruzińskie zwyczaje. Nie zawsze od razu wszystko jest zrozumiałe, a nawet po czasie często można dojść do zbyt pochopnych i błędnych wniosków, dlatego tak potrzebne jest szkolenie EVS jak najszybciej po przyjeździe. Wolontariusze z którymi spotkałam się w Sighnaghi w wielu przypadkach wyrażali obawy, że być może z powodu nieznajomości pewnych różnic kulturowych, zdążyli już popełnić jakieś błędy w trakcie swojego projektu. Najczęściej związane z pracą w organizacji goszczącej, a czasami również w sferze prywatnej. "Błąd" to może nawet złe określenie. Dla nich mogło coś się wydawać "oczywistą oczywistością", a dla rodzin ich goszczących czy pracowników organizacji czymś niezwyczajnym. Nie wszystkie rodziny są przygotowane z zakresu edukacji międzykulturowej albo po prostu mają styczność z osobami pochodzącymi z innych krajów. W tym wypadku bardzo łatwo kogoś urazić albo doprowadzić do konfliktu. Gruzini są bardzo otwarci i przyjaźni, ale też potrafią być pamiętliwi. Trudno potem odbudować utracone zaufanie.
W moim przypadku również zdążyło się wydarzyć wiele historii, dlatego na szkolenie OAT jechałam już z jakimś doświadczeniem, z sytuacjami do opowiedzenia, ze zrealizowanymi projektami do omówienia. Jednym słowem - było co "ewaluować" ;) Stąd moje odczucie, że w jakimś stopniu MTM mam już za sobą. Z drugiej strony może to i dobrze? Przynajmniej było co analizować. Nauka na błędach, może mniej przyjemną, ale też jest skuteczną formą uczenia się międzykulturowego. Opowiadania innych wolontariuszy nie były dla nas jakąś nieznaną rzeczywistością. Każdy z nas dzień po dniu przeżywa te same emocje, zmaga się z podobnymi problemami, ale też czerpie radość z podobnych doświadczeń. Przyjechaliśmy do Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu ze świadomością, że nie będzie łatwo. Jednak co nas nie zabije, to nas wzmocni. Będzie trudno, będą załamania, będą "georgian hating days", będzie spadek motywacji, ale potem będzie również olbrzymia satysfakcja z wykonanego projektu, ze zrobienia "czegoś" dla "kogoś", z rozwoju osobistego, ze zdobycia nowych umiejętności, z poszerzenia swojej "strefy komfortu". Edukacja międzykulturowa nie tylko pozostanie piękną teorią, ale stanie się wspaniałą i wzbogacającą praktyką.
Szkolenie było bardzo intensywne, konkretne i pozwoliło mi inaczej spojrzeć na pewne kwestie. Zmuszało do nieustannego wysiłku mentalnego, analizy własnych oczekiwań i pragnień, refleksji na temat przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Szkolenie pomagało również nazwać pewne rzeczy po imieniu, przypomnieć dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu. Nie zawsze te rozmowy " z samym sobą" były łatwe. Szczególnie jak się ma już 26 lat na karku, od liceum się marzyło żeby realizować projektu w ramach programu "Młodzież w Działaniu, a w perspektywie zostać koordynatorem EVS. Pojawiły się momenty zwątpienia, ale na szczęście na krótko. Każdy chyba takie małe załamanie przeżył. Szkolenie OAT drastycznie sprowadza cię na ziemię, uzmysławia pewne nieuniknione etapy projektu, ale też daje kopa na dalsze działanie. Po Sighnaghi wróciliśmy do Ozurgetii z nową energią i gotowi na podbój świata. ;)
Szkolenie OAT, to nie tylko sesje treningowe, ale przede wszystkim kontakt z innymi wolontariuszami w mniej formalnych okolicznościach. Rozmowy z nimi to kopalnia pomysłów i dobrych rad. Dzięki nim można popatrzyć na na różne sytuacje z innej perspektywy. Wspólne tańce i śpiewy, energizery, Dixit i wino w tle skutecznie ułatwiły nawiązanie kontaktów ;)
Pewnie trochę Was zanudziłam tym postem, ale po prostu czułam potrzebę podzielenia się moimi przemyśleniami.
Na koniec informacja na temat Sighnaghi i trochę fotek ze szkolenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz