niedziela, 10 listopada 2013

Mój dzień w Gruzji

Dawno już nic nie pisałam. Nie znaczy to oczywiście, że nic ciekawego u mnie się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie. Mogę w końcu z czystym sumieniem powiedzieć, że Europa Family zaczęła  aktywnie działać i realizować pierwsze projekty/eventy. Bałam się przez moment, że mój EVS będzie przypominał wakacje agroturystyczne/niekończący się relaks/podróżowanie. Oczywiście na wspomniane alternatywy również w ciągu 9 miesięcy znajdę czas, ale w końcu przyjechałam tutaj żeby zrobić coś konkretnego, zdobywać nowe umiejętności, uczyć się, itp. .

Początki były trudne. Teraz też wcale nie jest łatwiej. Gruzińska rzeczywistość często daje nam popalić, komplikuje pewne łatwe wydawałoby się sprawy, zaskakuje i zmusza do szukania coraz to nowych i lepszych rozwiązań - odpowiednich do panujących tutaj warunków. Problem na początku była właśnie jej nieznajomość, a przede wszystkim naszego funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Mamy wiele pomysłów i olbrzymi zapał, ale czasami jeszcze nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy dany projekt wypali czy nie. W tym momencie przydałaby się jakaś cenna rada kogoś kto urodził i wychował się w Ozurgeti. 

Samo przygotowanie projektów, czyli np. promocja Gry Miejskiej w szkole wymaga wysłania oficjalnego pisma do P. Dyrektor, obowiązkowo z pieczątką, udania się osobiście do gabinetu P. Dyrektor i przedstawienia naszej propozycji. Warto również oficjalnie wystąpić o zgodę na powieszenie wykonanego przez nas plakat. Nie muszę wspominać, że problem stanowi również komunikacja językowa. W Ozurgeti znajduje się 5 szkół publicznych. Jedna Dyrektorka mówi po angielsku, jedna po niemiecku, a z pozostałymi trzeba szukać swojego szczęścia rozmawiając po gruzińsku lub udać się jak zwykle w asyście osobistego tłumacza.

Mój czas pracy jest w zasadzie nienormowany. Europa Family sama planuje sobie plan działania. Działamy w oparciu o eventy przewidziane na każdy weekend. W ciągu tygodnia je planujemy, przygotowujemy, dbamy o stronę techniczną i organizacyjną, promujemy, a w weekend działamy. Naszym biurem, a często i moją stołówką/sypialnią/garażem/przechowalnią bagażu/miejscem gier i zabaw/kawą na balkonie w słońcu - jest mieszkanie Europa Family. Ogromnie jestem im wdzięczna za wsparcie, które mi niestrudzenie i codziennie udzielają, czyniąc moje dni spędzone w centrum mniej bezproblemowymi i spokojniejszymi.

Mieszkam 26 min na piechotę od centrum. Na rowerze będzie to jakieś 18 min (zależy w którą stronę jadę). W stronę centrum jadę wolniej, ponieważ hamulce skutecznie blokują mi koło, ale z drugiej strony, nie stanowią żadnego problemu przy zjeździe z górki. W zasadzie nie działają. Opanowałam już technikę jazdy na mojej nowej Strzale i mogę sama przemieszczać się z domu do centrum. 

Nie jest to jedyna technika jaką opanowałam. Kolejną jest umiejętność błyskawicznego zapakowania się na cały dzień w mały plecak (plus czasami bagażnik roweru). Wychodząc/wyjeżdżając rano z domu nie wiem jak zakończę ten dzień. Nie wiem co się wydarzy. Każdy dzień jest dla mnie podróżą;) Idę w krótkich spodenkach i ocieplaczu, ale w plecaku już mam przegotowane długie spodnie, bluzę i kurtkę. Laptop także obowiązkowo zabieram. Nie jestem wielkim wsparciem dla Europa Family jeśli chodzi o rysowanie/malowanie/pisanie (szybko się o tym przekonali), ale staram się przynajmniej kwestiami technicznymi zająć. Co jeszcze w plecaku? Kawa 3w1 żeby nie musieć martwić się o mleko (temat mleka już opisywałam we wcześniejszym poście), czasami zupka instant (ale raczej zawsze jemy normalne obiady w domu Europa Family albo na mieście), koszulki na zmianę (bo slacka ćwiczyć może będziemy albo na noc zostanę "spontanicznie" relaksowac się), kostium czasamu też się przyda (idziemy nad rzekę albo jedziemy nad morze), dokumenty jakieś, scyzoryk, odblaski na rower, bidon z wodą i chyba tyle w zasadzie. Jak idziemy w góry, to oczywiście sprzęt i buty potrzebne na wędrówki. 

Ogólnie to codziennie muszę analizować "co mam dzisiaj zrobić ze sobą i ze swoim życiem"? Rano, o 18 i wieczorem. Rano - co mam spakować, jaki plan dnia. O 18 - wracam na rowerze, idę na piechotę, jem obiad u siebie czy zostaję kończyć pracę/projekt/idę na slacka (o 18.30 zachodzi słońce). Wieczorem powrót na rowerze odpada, czyli oznacza to garażowanie go w  domu Europa Family. Pozstaje mi analiza, dzwonię z zapytaniem do mojego Gruzińskiego Taty czy po mnie przyjedzie, czy wrócić taxi. czasami zostaję na noc w mieszkaniu Europa Family. Przygotowali specjalnie dla mnie przeznaczone miejsce i zawsze dbają o to żeby nie brakowało mi wrażeń.

Co mogę powiedzieć więcej? Zakończyliśmy już kilka projektów. Przygotowaliśmy Grę Miejską dla szkół publicznych, Hug Day, test z angielskiego dla Euroclubu, sadziliśmy kwiaty w Centrum Pomocy Ofiarom Przemocy Domowej. Moi znajomi z Europa Family w tygodniu pracują również w szkołach jako wolontariusze dając lekcję z francuskiego i niemieckiego. Poza tym będziemy dawać też lekcję z angielskiego. Mój kolega organizuje zajęcia dla chętnych ze slackline i gier planszowych.

City Game i Hug Day okazały się sukcesem. Oczywiście zawsze może być lepiej, jest parę rzeczy do poprawy, nie wszystko przebiegało bezproblemowo, ale byliśmy pozytywnie zaskoczeni i po zrealizowaniu tych projektów czuliśmy wielką satysfakcję.

Ostatnim wydarzeniem był Cooking Event. Napracowaliśmy się bardzo, promowaliśmy wydarzenie, pomagał nam Euroclub, przez cały dzień  gotowaliśmy jedzenie dla 400 osób (w 1 dzień zrobiłam więcej tortilli niż w całym moim zyciu), ale niestety w zasadzie nikt nie przyszedł. O 18 Ozurgeti zamarło, stało się miastem widmo. Przyszli tylko nas znajomi, za co oczywiście jesteśmy im wdzięczni. Możecie się tylko domyślać jaka była proporcja zyski/straty. Zostało mnóstwo jedzenia (okoliczne pieski miały niezłą wyżerkę dojadając po gościach), które musieliśmy zabrać do domu. Ogólnie masakra. Rozczarowanie wielkie. Pociesza mnie tylko fakt, że znów sprawdziliśmy jako Europa Family. Dzień spędzony w kuchni w towarzystwie Europa Family i kucharek/kucharzy z restauracji był zabawny i niezapomniany. Jeden z fajniejszych dni spędzonych tutaj. Jako wolontariusze wykonaliśmy nasz plan w 100 proc., a nawet w 150 proc. Bardzo byliśmy dumni z pracy Euroclubu, nasze relacje się zacieśniają. Co poszło nie tak?  Odpowiedź znajdziecie w 2. i 3. akapicie.

Dzisiaj w nocy wyjeżdżam do Tbilisi. W pociągu będę świętować Dzień Niepodległości, a przede wszystkim święto dwóch niezmiernie dla mnie ważnych i kochanych osób:) Z tego miejsca życzę Wam już teraz wszystkiego co tylko najlepsze, bo na to najzwyczajniej w świecie zasługujecie:)


W środę jadę na szkolenie EVS do Sighnaghi. Do Ozurgeti wracam za tydzień. Spodziewajcie się wtedy masy świeżych postów;)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz